Opowiadanie powstało w trakcie warsztatów literackich
prowadzonych przez panią Patrycję Prochot – Sojkę. Autorami są uczniowie klasy
6 A z SP2 – Emilia Brzezińska, Alicja
Francuz, Lila Kozdraś, Ola Strzelecka, Anna Uchmanowicz, Justyna Wiśniewska pod
opieką pań Ewy Brzozowskiej i Wandy Przedwojewskiej. Tematem przewodnim
opowiadania był LAS.
LAS
Las, który
rozpoczynał się tuż za granicą miasta zawsze uważany był za pełen magii i niezwykłości.
Nie wielu udało się przemierzyć go i poznać. Śmiałkowie, którzy powrócili
opowiadali o przedziwnych stworzeniach, dobrych i złych siłach, niszczących
żywiołach. Wszyscy cudem uszli z życiem. Las budził ciekawość i trwogę.
Pewnego razu, gdy niebo mocno płakało i sypało ze
złością piorunami, na drodze wiodącej do wysokich i gęstych drzew stanęło
trzech nieznajomych.
Ich peleryny przemoknięte były wodą, która wylewała
się z nieba i ograniczała widoczność. Pioruny co jakiś czas hipnotyzowały
niczym pieśń wygrywana na instrumentach.
Alice, Ann i Andrea stały na skraju lasu i
wpatrywały się w jego czarną głębię. Wiedziały, że mogą nie wrócić ale chęć
poznania mrocznych tajemnic była zbyt kusząca. Pokonując strach i nie
przejmując się tym, co może się zdarzyć wyruszyły w drogę. Złapały się za ręce
i ruszyły w nieznane. Drzewa tańczyły na wietrze i wydawały się szeptać w swoim tylko języku. Opadające liście nie
były złote. Ich barwa była brzydka – popielata, brunatna. Suche i uschłe
bezwładne spadały na ziemię.
Idąc przed
siebie dziewczynki spoglądały na las nieufnie i podejrzliwie. Każdy nagły
szelest powodował falę strachu. Mimo wszystko chciały dokonać czegoś
niezwykłego. Udowodnić ludziom, że ten las nie różni się niczym od pozostałych.
Nie wiedziały jeszcze jak bardzo się myliły.
Ich wędrówka została przerwane przez nagły śmiech
przypominający żabi rechot. Z głębi lasu zaczęły wyłaniać się dwa ciemne
spowite mrokiem kształty. Zbliżały się do dziewczynek. Nagle wielka błyskawica
oświetliła ich sylwetki. Przerażone dziewczynki krzyknęły przestraszone. Para
czerwonych oczu spoglądała na nie bezlitośnie. Noże pobłyskiwały w świetle
księżyca. I stało się najgorsze ... Na drodze dziewczynek stanęły dwa
przerażające klauny. Ann i Andrea nie mogły ruszyć się z miejsca, tylko Alice
zachowała zdrowy rozsądek i jasność umysłu. Próbowała ratować przyjaciółki ale
bez skutku. Sama zaczęła uciekać w głąb lasu. Usłyszała piski i wrzaski. Łzy
napłynęły jej do oczu a sumienie nie dawało spokoju. Bała się odwrócić, bo przeczuwała,
że daleko za nią
zostały jej przyjaciółki. Czuła, że są już martwe.
Alice biegła potykając się o wystające z ziemi korzenie. Po chwili dotarła do małej mrocznej
polanki. Deszcz przemienił się w stróżki krwi. Na środku polanki znajdował się
stary, przewrócony dąb z wielką dziuplą rozmiaru wysokiego człowieka. Alice bez
zastanowienia
tam właśnie biegła. Miała już dość przerażającego
lasu. Chciała położyć się w swoim ciepłym łóżku. Nagle poczuła, że robi jej się
słabo. Przed
jej oczami pojawiła się ciemność.
Czując
wilgoć i zimno w końcu się przebudziła. Otworzyła oczy i z przerażenia ponownie
je zamknęła. Znalazła się w lochu. Po chwili
usłyszały odgłosy kroków na schodach. Skronie zaczęły jej pulsować a
serce szybciej bić. Za kratami więzienia ujrzała klauna. Miał on czerwone włosy
i złotą koroną. W prawej ręce dzierżył berło. Peleryna z czarnego aksamitu
otulała jego ramiona. Jego nos był wielki, okrągły i czerwony. Oczy surowo badały dziewczynę. Usta były
wymalowane czerwoną szminką w wieczny uśmiech. W końcu nieznajomy przemówił:
- Witam! To nie czas na strach. Bać się powinnaś
jutro. Och! Jakaś ty nie wychowana!!! Nawet się nie ukłoniłaś!! Ściąć jej głowę
!!! - rozkazał.
-Ale… Ale… O co panu chodzi ?? - powiedziała przez
łzy, zdławionym głosem Alice.
-Okropieństwo!!! Bezczelność!! Jutro Cię skrócę o
głowę!!! Nie będę tego tolerować! Jestem twoim królem! - wykrzyczał po czym
rozpłynął się w ciemności.
Zapłakana i zdezorientowana dziewczynka przez
długie godziny myślała o dziwnym zdarzeniu, w końcu zasnęła zmęczona.
Następnego
dnia obudziła się w tym samym ohydnym miejscu - pełnym wilgoci i pleśni.
Starała cieszyć się swoimi ostatnimi chwilami życia. Stało się, przyszli po
nią. Cała służba "króla" wyposażona w włócznię i miecze. Wyciągnęli
ją z lochu. Bardzo brutalnie i boleśnie ciągnęli po ziemi i szarpali. W końcu
doszli na miejsce gdzie miała stracić
życie i pożegnać się ze światem. Nagle zobaczyła omszony pień i topór.
Kazali jej przy nim klęknąć i oprzeć o niego głowę. Kat podniósł topór i
znieruchomiał. Król siedział na swym tronie. Alice modliła się i błagała w
myślach o pomoc. Ostrze zalśniło w świetle słońca.
Dziewczyna panikowała coraz bardziej. Topór był już
wymierzony w jej głowę. Alice szykowała się na ból jakiego nigdy nie zaznała.
Nagle otworzyła oczy i obudziła się w swym pokoju z
mięciutkim dywanem i tapetą w kwiaty. Wstała i usiadła na brzegu łóżka. Na
środku pokoju
ujrzała siedzącą maskotkę klauna, która patrzyła
się na nią czerwonymi oczami - pustym i przenikliwym wzrokiem. Obok maskotki
leżała karteczka -
"
Uratowałem Cię”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz