wtorek, 18 kwietnia 2017

Opowiadanie powstałe na warsztatach literackich

Opowiadanie powstało w trakcie warsztatów literackich prowadzonych przez panią Patrycję Prochot – Sojkę. Autorami są uczniowie klasy 6 A  z SP2 – Emilia Brzezińska, Alicja Francuz, Lila Kozdraś, Ola Strzelecka, Anna Uchmanowicz, Justyna Wiśniewska pod opieką pań Ewy Brzozowskiej i Wandy Przedwojewskiej. Tematem przewodnim opowiadania był LAS.

LAS
Las, który rozpoczynał się tuż za granicą miasta zawsze uważany był za pełen magii i niezwykłości. Nie wielu udało się przemierzyć go i poznać. Śmiałkowie, którzy powrócili opowiadali o przedziwnych stworzeniach, dobrych i złych siłach, niszczących żywiołach. Wszyscy cudem uszli z życiem. Las budził ciekawość i trwogę.
Pewnego razu, gdy niebo mocno płakało i sypało ze złością piorunami, na drodze wiodącej do wysokich i gęstych drzew stanęło trzech nieznajomych.
Ich peleryny przemoknięte były wodą, która wylewała się z nieba i ograniczała widoczność. Pioruny co jakiś czas hipnotyzowały niczym pieśń wygrywana na instrumentach.
Alice, Ann i Andrea stały na skraju lasu i wpatrywały się w jego czarną głębię. Wiedziały, że mogą nie wrócić ale chęć poznania mrocznych tajemnic była zbyt kusząca. Pokonując strach i nie przejmując się tym, co może się zdarzyć wyruszyły w drogę. Złapały się za ręce i ruszyły w nieznane. Drzewa tańczyły na wietrze i wydawały się szeptać  w swoim tylko języku. Opadające liście nie były złote. Ich barwa była brzydka – popielata, brunatna. Suche i uschłe bezwładne spadały na ziemię.
 Idąc przed siebie dziewczynki spoglądały na las nieufnie i podejrzliwie. Każdy nagły szelest powodował falę strachu. Mimo wszystko chciały dokonać czegoś niezwykłego. Udowodnić ludziom, że ten las nie różni się niczym od pozostałych. Nie wiedziały jeszcze jak bardzo się myliły.
Ich wędrówka została przerwane przez nagły śmiech przypominający żabi rechot. Z głębi lasu zaczęły wyłaniać się dwa ciemne spowite mrokiem kształty. Zbliżały się do dziewczynek. Nagle wielka błyskawica oświetliła ich sylwetki. Przerażone dziewczynki krzyknęły przestraszone. Para czerwonych oczu spoglądała na nie bezlitośnie. Noże pobłyskiwały w świetle księżyca. I stało się najgorsze ... Na drodze dziewczynek stanęły dwa przerażające klauny. Ann i Andrea nie mogły ruszyć się z miejsca, tylko Alice zachowała zdrowy rozsądek i jasność umysłu. Próbowała ratować przyjaciółki ale bez skutku. Sama zaczęła uciekać w głąb lasu. Usłyszała piski i wrzaski. Łzy napłynęły jej do oczu a sumienie nie dawało spokoju. Bała się odwrócić, bo przeczuwała, że daleko za nią
zostały jej przyjaciółki. Czuła, że są już martwe.
Alice biegła potykając się o wystające z ziemi  korzenie. Po chwili dotarła do małej mrocznej polanki. Deszcz przemienił się w stróżki krwi. Na środku polanki znajdował się stary, przewrócony dąb z wielką dziuplą rozmiaru wysokiego człowieka. Alice bez zastanowienia
tam właśnie biegła. Miała już dość przerażającego lasu. Chciała położyć się w swoim ciepłym łóżku. Nagle poczuła, że robi jej się słabo. Przed
jej oczami pojawiła się ciemność.
         Czując wilgoć i zimno w końcu się przebudziła. Otworzyła oczy i z przerażenia ponownie je zamknęła. Znalazła się w lochu. Po chwili  usłyszały odgłosy kroków na schodach. Skronie zaczęły jej pulsować a serce szybciej bić. Za kratami więzienia ujrzała klauna. Miał on czerwone włosy i złotą koroną. W prawej ręce dzierżył berło. Peleryna z czarnego aksamitu otulała jego ramiona. Jego nos był wielki, okrągły i czerwony.  Oczy surowo badały dziewczynę. Usta były wymalowane czerwoną szminką w wieczny uśmiech. W końcu nieznajomy przemówił:
- Witam! To nie czas na strach. Bać się powinnaś jutro. Och! Jakaś ty nie wychowana!!! Nawet się nie ukłoniłaś!! Ściąć jej głowę !!! - rozkazał. 
-Ale… Ale… O co panu chodzi ?? - powiedziała przez łzy, zdławionym głosem Alice.
-Okropieństwo!!! Bezczelność!! Jutro Cię skrócę o głowę!!! Nie będę tego tolerować! Jestem twoim królem! - wykrzyczał po czym rozpłynął się w ciemności.
Zapłakana i zdezorientowana dziewczynka przez długie godziny myślała o dziwnym zdarzeniu, w końcu zasnęła zmęczona.
         Następnego dnia obudziła się w tym samym ohydnym miejscu - pełnym wilgoci i pleśni. Starała cieszyć się swoimi ostatnimi chwilami życia. Stało się, przyszli po nią. Cała służba "króla" wyposażona w włócznię i miecze. Wyciągnęli ją z lochu. Bardzo brutalnie i boleśnie ciągnęli po ziemi i szarpali. W końcu doszli na miejsce gdzie miała stracić  życie i pożegnać się ze światem. Nagle zobaczyła omszony pień i topór. Kazali jej przy nim klęknąć i oprzeć o niego głowę. Kat podniósł topór i znieruchomiał. Król siedział na swym tronie. Alice modliła się i błagała w myślach o pomoc. Ostrze zalśniło w świetle słońca.
Dziewczyna panikowała coraz bardziej. Topór był już wymierzony w jej głowę. Alice szykowała się na ból jakiego nigdy nie zaznała.
Nagle otworzyła oczy i obudziła się w swym pokoju z mięciutkim dywanem i tapetą w kwiaty. Wstała i usiadła na brzegu łóżka. Na środku pokoju
ujrzała siedzącą maskotkę klauna, która patrzyła się na nią czerwonymi oczami - pustym i przenikliwym wzrokiem. Obok maskotki leżała karteczka -

                                                                                                                                    " Uratowałem Cię”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz